Te
święta spędziliśmy w Krakowie w domu z jedymi dziadkami i drugimi i Niką
(psem- ulubionym zwierzakiem Oli, zaraz po pluszowym tygrysku). Olka
niestety po raz kolejny pluła rybą, ale pierożki smakowały jej
ogromnie. Dałam jej 2 łyżki zupy grzybowej bo była bardzo
aromatyczna, a wiem że grzybów nie powinno się dziecku podawać.
Jedno jest pewne - Olka jest smakoszem. Mak na słodko też lubi. Z
reszta chyba tylko za rybami nie przepada;) Kiedy rodzice i
dziadkowie zajęli się rozmową nie zorientowali się, że Ola
odwiedziła piaskownicę, czyli wielkiego kwiatka doniczkowego
. Tak
nawiasem mówiąc: ziemia też jest smaczna. Obawialiśmy się o
choinkę, ale nasza pociecha zmiażdżyła w rączce tylko dwie
bombki i na szczęście bez uszkodzeń ciała. Prezentami szczerze
mówiąc wcale nie była zainteresowana, za to kokardkami
poprzyczepianymi do podarków baaardzo:) Jedna pofarbowała jej cała
buzię na granatowo. Poszła spać o 20 tej i spała do 8mej rano.
Aha, ukradła ze stołu dwie galaretki w czekoladzie. Jak pirania!
Zorientowaliśmy się jak kończyła jeść drugą:) Szybka bestia
jest! :)
Po
świętach czekał nas powrót do Holandii. Na szczęście Olka jest
typem podróżnika i cały czas się śmieje w samochodzie, śpiewa i
gada z przerwami na sen. Wracaliśmy 15 godzin. O 1 szej w nocy
dotarliśmy na miejsce. Olka położyła się chyba po 2 giej i spała
do 10tej:) Niestety wstała już bardzo niewyraźna i marudna, bez
apetytu, a jak moje dziecko nie je to znaczy jest chore. I wcale się
nie myliłam. W sylwestra obniżaliśmy temperaturę paracetamolem
dla dzieci bo miała 39,2. Siedziała jak nemo i było jej wszystko
jedno co się dzieje dookoła. Zasnęła chyba dopiero o 11tej. A ja
poszłam spać zaraz po niej. Nasze BU-BU przespało nowy rok i
petardy, które huczały jak cholera a ja pomstowałam na Holendrów,
że mi je puszczaja pod oknem. Mnie w każdym razie i mojego męża
obudziły. Ola spała jak suseł. Przebudziła sie o 4tej, ale
wzięłam ją do łóżka, a ona sie do nas przytuliła i spała do
11tej po południu. Wstała tym razem bez gorączki, ale osłabiona i
pokładała się cały dzień, że o marudzeniu nie wspomnę. Okazało
się, że wszystko się nałożyło na to moje biedne dziecię: po
pierwsze na dwa dni przed wyjazdem byliśmy z nia na szczepieniu
(odra, różyczka itp.), po drugie wychodzą ostatnie kły no i po
trzecie mimo wszystko męcząca podróż. Dzisiaj jest dobrze, Olka
nie ma apetytu jeszcze jak smok, ale czuję, że będzie jeszcze
lepiej. W Holandii jest 5 na plusie, śniegu NIET, słońce wielkie
więc juz bylismy na spacerze. Teraz ucięła sobie drzemkę z
tatuniem, a ja mam czas tylko dla siebie....!!!! :)
Olka ostatnio lubi mi się chować, to za zasłoną, to w szafie,
raz prawie wlazła do pralki i nogi jej wystawały. Przeciska się
też przez różnego rodzaju wąskie szczeliny, np. pod krzesełkiem,
pod stolikiem tv czy ławą.
Wieczorami
lubi czytać z tatą gazetę (mama ma w tym czasie wolne). Nauczyła się też piszczeć od kilku dni, chcąc coś wymusić.