czwartek, 6 stycznia 2011

Święta Bożego Narodzenia 2010 i Nowy Rok


Te święta spędziliśmy w Krakowie w  domu z jedymi dziadkami i drugimi i Niką (psem- ulubionym zwierzakiem Oli, zaraz po pluszowym tygrysku). Olka niestety po raz kolejny pluła rybą, ale pierożki smakowały jej ogromnie. Dałam jej 2 łyżki zupy grzybowej bo była bardzo aromatyczna, a wiem że grzybów nie powinno się dziecku podawać. Jedno jest pewne - Olka jest smakoszem. Mak na słodko też lubi. Z reszta chyba tylko za rybami nie przepada;) Kiedy rodzice i dziadkowie zajęli się rozmową nie zorientowali się, że Ola odwiedziła piaskownicę, czyli wielkiego kwiatka doniczkowego
. Tak nawiasem mówiąc: ziemia też jest smaczna. Obawialiśmy się o choinkę, ale nasza pociecha zmiażdżyła w rączce tylko dwie bombki i na szczęście bez uszkodzeń ciała. Prezentami szczerze mówiąc wcale nie była zainteresowana, za to kokardkami poprzyczepianymi do podarków baaardzo:) Jedna pofarbowała jej cała buzię na granatowo. Poszła spać o 20 tej i spała do 8mej rano. Aha, ukradła ze stołu dwie galaretki w czekoladzie. Jak pirania! Zorientowaliśmy się jak kończyła jeść drugą:) Szybka bestia jest! :)

Po świętach czekał nas powrót do Holandii. Na szczęście Olka jest typem podróżnika i cały czas się śmieje w samochodzie, śpiewa i gada z przerwami na sen. Wracaliśmy 15 godzin. O 1 szej w nocy dotarliśmy na miejsce. Olka położyła się chyba po 2 giej i spała do 10tej:) Niestety wstała już bardzo niewyraźna i marudna, bez apetytu, a jak moje dziecko nie je to znaczy jest chore. I wcale się nie myliłam. W sylwestra obniżaliśmy temperaturę paracetamolem dla dzieci bo miała 39,2. Siedziała jak nemo i było jej wszystko jedno co się dzieje dookoła. Zasnęła chyba dopiero o 11tej. A ja poszłam spać zaraz po niej. Nasze BU-BU przespało nowy rok i petardy, które huczały jak cholera a ja pomstowałam na Holendrów, że mi je puszczaja pod oknem. Mnie w każdym razie i mojego męża obudziły. Ola spała jak suseł. Przebudziła sie o 4tej, ale wzięłam ją do łóżka, a ona sie do nas przytuliła i spała do 11tej po południu. Wstała tym razem bez gorączki, ale osłabiona i pokładała się cały dzień, że o marudzeniu nie wspomnę. Okazało się, że wszystko się nałożyło na to moje biedne dziecię: po pierwsze na dwa dni przed wyjazdem byliśmy z nia na szczepieniu (odra, różyczka itp.), po drugie wychodzą ostatnie kły no i po trzecie mimo wszystko męcząca podróż. Dzisiaj jest dobrze, Olka nie ma apetytu jeszcze jak smok, ale czuję, że będzie jeszcze lepiej. W Holandii jest 5 na plusie, śniegu NIET, słońce wielkie więc juz bylismy na spacerze. Teraz ucięła sobie drzemkę z tatuniem, a ja mam czas tylko dla siebie....!!!! :) 

Olka ostatnio lubi mi się chować, to za zasłoną, to w szafie, raz prawie wlazła do pralki i nogi jej wystawały. Przeciska się też przez różnego rodzaju wąskie szczeliny, np. pod krzesełkiem, pod stolikiem tv czy ławą.
Wieczorami lubi czytać z tatą gazetę (mama ma w tym czasie wolne). Nauczyła się też piszczeć od kilku dni, chcąc coś wymusić.