Zrobiły nam się małe zaległości, które były spowodowane rodzinnym wyjazdem. Ponieważ nie mieliśmy ochoty po raz kolejny na Tatry, wybraliśmy tym razem Beskidy, a za miejsce pobytu Szczyrk. Mieszkaliśmy w cudownym miejscu - Apartamenty Górska Legenda, które warto polecić każdemu, kto lubi góry, a wybiera się z dziećmi. Właściciele posesji zadbali o najmniejsze szczegóły: elektroniczne nianie dla rodziców, foteliki do karmienia, nocniki, wanienki, a przede wszystkim duży pokój do zabaw dla dzieci przypominający zamek, pełen zabawek, książeczek itp. W trakcie realizacji jest również mały plac zabaw na zewnątrz. Mamy też własny wkład w ten pokój, bo przed wyjazdem zrobiłyśmy małe porządki w księgozbiorach i w pudle z zabawkami, które oddałyśmy Legendzie. Ola szybko dorasta i to co ją interesowało jeszcze dwa miesiące temu, dziś odeszło do lamusa.
W pierwszym i drugim dniu wypoczynku towarzyszyli nam babcia Stasia i dziadziuś Grześ i pupil Nika. Ola spacerowała razem z nami i zaczęliśmy się zastanawiać nad sensem posiadania (jeszcze) wózka, bo Ola chętniej wybiera rower czy hulajnogę, a nawet nogi, aniżeli "parasolkę". Olka po raz pierwszy jechała gondolową koleją linową na SZYNDZIELNIĘ. Bardzo jej się podobało, zwłaszcza wsiadanie i wysiadanie w biegu:) Kiedy już wjechaliśmy na górę, Mała nie posiadała się z radości, biegała, bzikowała mimo upału.
A potem odpoczywała:)
Odwiedziliśmy też schronisko na Szyndzielni. To był początek i zaprawa przed zdobyciem Klimczoka. Na następny dzień wybraliśmy się na Klimczok. Olka weszła w zasadzie samodzielnie pod samo schronisko. Jedynie jakieś 300 m tata musiał ją ponieść w nosidle, ale to tylko dlatego, że była zmęczona upałem i śpiąca. Jak tylko znalazła się w nosidle, usnęła. Nie twierdzę, że się wchodziło łatwo, bo jednak dla 2,5 latki taka eskapada jest nie lada osiągnięciem. Na początku pomógł nam pies, którego spotkaliśmy po drodze. Piesek w pewnym momencie zniknął, więc Ola wołała go niemal do samej góry. Później pomogła nam nagroda, która "czekała na nią na górze" :) Klimczok zaskoczył nas bardzo pozytywnie fantastycznym zapleczem zarówno gastronomicznym, jak również miejscem zabaw przeznaczonym dla dzieci.
Do szczyrku zeszliśmy odwiedzając schronisko Chata Wuja Toma. W drodze powrotnej Ola więcej czasu spędziła w nosidełku, a to dlatego, że zejście okazało się kamieniste na tyle, że nie poradziłaby sobie z przeszkodami.